Wiosna, Ci zalaniem kopalni w świątyniach.
rud migrena doniczka pełne.
zwiędły lód. Ale zapach hiacynta
Że rudy ból, któremi on zakwitł.
Konwergentnej światło klin. I ten klin
Powszechnie wyrwane spod krawędzi,
Jak piętra lipy liścia i peleryna
Strzępy są podarte frakcji deszczu.
Gdzie zaczyna puste niebo,
Gdy, wszędzie wyglądasz, bez reszty
kroki, poglądów, w snach i głosy
orać, wiek stucha zadvizhkoy!
Za nią w ruchu, wieczory
A w nocy przeciągnięty wybojów,
Jako łańcuch rozdarta w połowie,
zardzewiały, starożytnej stolicy.
ona grzechotki, raz pęt
Grzechotka stanie przenieść więźnia,
Grzmi i pod osłoną ciemności
To idzie do zatrzymania kolejowej podmiejskiej.
niekompetencja brutto…